piątek, 16 września 2016

Koło fortuny

Dzisiaj piątek, więc czas na podsumowanie tygodnia. Pamiętając, jak ważne jest utrwalanie nabytych umiejętności, a także to, jak dobrze dzieci przyjęły grę "Wszystkie przysmaki Smoka Gryzka", przygotowałam dzisiaj dla dzieci inną grę - "Koło fortuny".

Do gry potrzebne było oczywiście koło. Dzieci najpierw je wypróbowały, samodzielnie odczytywały wylosowane numery, aż w pewnym momencie - spontanicznie(!) przeszły na język angielski!  Przećwiczyliśmy więc przy okazji jeszcze liczenie w tym języku.


Do gry była potrzebna również lista pytań, dotycząca wybranych wiadomości i umiejętności z ostatnich dwóch tygodni (z naciskiem na ostatni tydzień). Pytań było 13, ale chyba nie były pechowe...Dzieci kręcąc wskazówką, losowały numer pytania/zadania, które odczytywał nauczyciel.

Pytania się powtarzały, ale to tylko sprzyjało utrwalaniu wiedzy.

Nasze koło fortuny miało jednak oprócz aspektu edukacyjnego, także element wychowawczy. 
W pedagogice Planu Daltońskiego nacisk kładzie się na to, by napędem dzieci do działania nie była rywalizacja, ale dążenie do samorozwoju, mierzenie się z samym sobą, a nie z innymi.
W naszej grze za każdą poprawną odpowiedź dzieci otrzymywały gwiazdki. 
Nie zastosowałam jednak zasady: "Wygrywa ten, kto zdobędzie ich najwięcej", bowiem stanowiłoby to właśnie zachęcanie do rywalizacji, swoistego wyścigu. Chciałam, by dzieci starały się uzyskać po prostu najlepszy wynik, na jaki je stać, bez porównywania z innymi. Kto powiedział bowiem, że może być tylko jeden zwycięzca? A może raczej - kto powiedział w ogóle, że musi być jakikolwiek zwycięzca?... Chciałabym, aby dzieci satysfakcję potrafiły czerpać nie tyle z tego, że były lepsze od innych, ale z tego, że po prostu osiągnęły swój własny cel, który chciały osiągnąć. Brzmi to może nieco zawile, ale w praktyce wyglądało następująco.

Dzieci otrzymały białe składane karteczki, na których miały zapisać wynik, z którego byłyby zadowolone. Wynik był ich osobistą decyzją, której nie musiały nikomu pokazywać. Otrzymały tylko informację, że największa liczba, jaką mogą przyjąć to 7 (była to też okazja do przećwiczenia porównywania liczb).

Przy okazji przećwiczyliśmy pisanie cyfry 7, okazało się bowiem, że wszystkie dzieci wybrały maksymalny wynik, jako satysfakcjonujący. Ostatnią zasadą było to, że gra trwa tak długo, jak tylko chcą. Każdy może przerwać ją w dowolnej chwili. 
Początkowo dzieci z przyzwyczajenia chciały porównywać między sobą uzbieraną liczbę gwiazdek, ale po kilku przypomnieniach, by skupiły się wyłącznie na swoim wyniku, po prostu przestały liczyć gwiazdki i ... zaczęły czerpać przyjemność z możliwości dzielenia się posiadaną wiedzą. Chętnie odpowiadały na pytania, wykonywały zadania, ale też pomagały sobie nawzajem w znajdowaniu odpowiedzi. 
Pomysł przeliczenia gwiazdek padł z ich strony dopiero, gdy każdy miał ich około 8-9. Żadne dziecko nie chciało jednak przerwać zabawy, mimo że uzyskało wynik większy od zaplanowanego. Przy 11-12 gwiazdkach kilkoro dzieci powiedziało "pas". Powiedziały, że są zadowolone z uzyskanego wyniku i przeszły do wykonywania innych zajęć. Dużą radość sprawił mi fakt, że jedno z dzieci, grało aż do uzyskania 24 punktów, starając się cierpliwie opanować umiejętność poprawnej i samodzielnej odpowiedzi na wszystkie pytania. Inne dziecko, gdy  zajęcia dobiegały końca, poprosiło o ponowną grę - już bez gwiazdek - po to tylko, by sprawdzić samego siebie, czy zna wszystkie odpowiedzi.
Myślę, że wprowadzając element rywalizacji, nie osiągnęłoby się takiego rezultatu. A Wy co o tym sądzicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz