środa, 21 czerwca 2017

Poznajemy lokalne tradycje

Łużyce, a okolice Leśnej w szczególności, słynęły swego czasu z tkactwa. Najpierw krosna stały w wielu domach (o domach przysłupowych też się uczyliśmy), potem powstały duże zakłady produkujące tkaniny. Choć obecnie czasy te już minęły, to historię lokalną warto znać. Zawód "tkacz" posiada jeszcze niejedna babcia naszych przedszkolaków!

Dzieci najpierw obejrzały film, dotyczący tradycji tkackich. Zobaczyły, jak wygląda uprawa lnu, dowiedziały się na czym polega jego "roszenie" i "międlenie", a także zobaczyły pracę na tradycyjnym warsztacie tkackim.

Nie obyło się oczywiście bez wielu pytań. Dzieci chciały wiedzieć, czy ich ubrania też powstały w taki sposób, wyrażały też zdziwienie czasochłonnością całego procesu powstawania tkaniny.

Później, zgodnie z daltońskimi zasadami współpracy i samodzielności, dzieci spróbowały własnych sił na minikrośnie tkackim. Tkanina nie jest jeszcze skończona, jej powstanie zajmuje dużo czasu i wymaga wiele pracy. Każde dziecko będzie miało jednak wkład w jej powstanie - zarówno koncepcyjny (dobór kolorów), jak i wykonawczy :) 

Przy okazji można było zaobserwować, jak doskonale działa zasada uczenia "łańcuszkowego". 
Dzieci, tak jak to jest każdego dnia w Żaczkach, podejmują się różnych aktywności, w wybranym przez siebie czasie. Dzisiaj na przykład szykowaliśmy pamiątki do kapsuły czasu (o tym następnym razem...), tkaliśmy, robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia - dzieci pracowały "równolegle", od nich zależała kolejność czynności.
Zasadę tkania przedstawiłam jedynie pierwszemu dziecku, które chciało wykonać kilka "linijek" (to określenie Żaczków :) ) tkaniny. Dziewczynka przekazała potem tą umiejętność kolejnemu dziecku, następne dziecko kolejnemu - i tak niemal każdy mógł wystąpić zarówno w roli ucznia, jak i nauczyciela, co sprawiło, że umiejętność została dobrze opanowana.

Tkanina jeszcze nie jest gotowa, ale jak ją skończymy, umieścimy ją w naszej kapsule czasu, którą już zaczęliśmy szykować...


wtorek, 13 czerwca 2017

Poznajemy domy przysłupowe

Widujemy je na co dzień, ale często nie dostrzegamy ich unikalności. Mowa oczywiście o domach przysłupowych, czyli architektonicznych perełkach, jakie możemy oglądać właśnie u nas, na terenach Łużyc. Ciekawostką jest to, że w pobliskim Giebułtowie znajduje się prawdopodobnie najstarszy dom tego typu. Żaczki zajmują się w ostatnich dniach historią lokalną.
Dzieci o domach przysłupowych dowiadywały się już od kilku dni. Oglądaliśmy ich zdjęcia, przypominaliśmy sobie, gdzie takie domy można zobaczyć w okolicy, posiłkowaliśmy się też StreetView. Dzieci obejrzały też, jak wyglądało w dawnych czasach wnętrze takiego domu - skorzystałam ze zdjęć zrobionych bardzo ciekawej wystawie na ten temat znajdującej się w Muzeum Łużyckim w Zgorzelcu. Poznały słowo "szachulec", dowiedziały się, że materiałem budulcowym domów były nie tylko cegły, ale też kamień, czy drewno, a mozaiki na ścianach, czy pokrycie dachu układano z kamiennego łupka.

Dzisiaj dzieci przystąpiły do samodzielnego wykonania zadania grupowego - opracowania makiety domu przysłupowego. Pracowały razem, musiały się więc dogadywać, uzyskiwać akceptację dla własnych pomysłów (o to trudno nie było :) ), a także samemu wykazać się kreatywnością.
Powstał więc dom przysłupowy, otoczony zieloną trawą. Wewnątrz znalazł się oczywiście warsztat tkacki (zrobiony z plasteliny i włóczki), a także stół i łóżko ze śpiącym lokatorem :) Na zewnątrz w małym stawie pływają ryby, a przed cieniem można się schronić pod rozłożystymi drzewami. Strach na wróble strzeże pobliskiego ogródka, a kot pilnuje domu przed myszami. Oczywiście wszystko to pomysły dzieci.

Znajomość historii najbliższej okolicy, ale też lokalnych atutów, to ważna sprawa. Mam nadzieję, że  urok starych domów przysłupowych zaczaruje również pewnego dnia najmłodsze pokolenie...

wtorek, 6 czerwca 2017

Czytamy, czytamy, czytamy!

Nauka czytania to proces dość długi, ale jak wiadomo, każdej rzeczy uczy się najlepiej, gdy towarzyszy temu zaciekawienie. Dzieci uczą się czytać podczas różnych gier, czasem dostają teksty jako zadanie na tablicy. Ostatnio jednak wybróbowaliśmy coś, co dzieci często robią z własnej inicjatywy.
Zachęciłam dzieci do sięgnięcia po wybraną książkę z jednego z kącików. Do dyspozycji były lektury z kącika czytelniczego, książki przyrodnicze, geograficzne. Każdy wybrał jedną pozycję.
Dzieci w pierwszej kolejności miały znaleźć ilustrację, która ich zaciekawiła. Następnie należało przeczytać, co ilustracja przedstawia. Niektóre dzieci przeczytały tytuł (nazwę), inne również informacje zawarte w treści. Etap trzeci to przedstawienie zdobytych informacji pozostałym dzieciom. 
Spotkanie na dywanie po zakończonym zadaniu obfitowało w ciekawe informacje. Dowiedzieliśmy się, jak wygląda gryzoń, który nazywa się tupaja mała. Poznaliśmy kilka gatunków motyli - bielinka kapustnika, listkowca cytrynka. Dowiedzieliśmy się, że rzekotka drzewna chętnie spędza czas na drzewach i że żyje w Europie. Przypomnieliśmy sobie mapę Glimmerdalen - osady, w której mieszkała bohaterka książki "Tonja z Glimmerdalen". A nawet dowiedzieliśmy się, że naukowcy wynaleźli "sztuczną" skórę!

Sięganie do książek jako źródła informacji to dobry nawyk, więc warto zaszczepiać go jak najwcześniej :)

"Szukam przyjaciela", czyli "Mały Książę" zawitał do Szyszkowej


To już nieco zaległy wpis, ale bardzo ważny - jako osiągnięcie Żaczków. Całe Przedszkole wystawiało bowiem 20 maja przedstawienie  pt. "Szukam przyjaciela", którego autorski scenariusz został oparty na "Małym Księciu" A. Saint-Exupery'ego. Żaczki odgrywały w nim kluczowe role. Przedstawienie można obejrzeć tutaj:



Dzień dobry Europo!

Umiejętność posługiwania się językiem obcym bezsprzecznie się przydaje. Żaki uczą się więc w tym tygodniu mówienia "dzień dobry" w różnych europejskich językach. Samodzielnie. Jak?

Jedno z zadań na naszej tablicy wygląda następująco.
Pierwszy etap to przeczytanie polecenia. Ponieważ nie wszystkie dzieci potrafią już to zrobić - działa współpraca koleżeńska. Przy wstępnym omawianiu zadania w poniedziałek dzieci czytające wyjaśniły wszystkim pozostałym, na czym polega zadanie.

Etap drugi to zdobycie umiejętności posługiwania się tłumaczem google, w celu usłyszenia poprawnej wymowy. Dzieci, które postanowiły wykonać to zadanie jako pierwsze, zwróciły się do mnie o pomoc. Pokazałam, jak korzystać z narzędzia. Resztę zostawiłam dzieciom.

 Dzieci miały dobrą zabawę. Słuchając wymowy różnych słów i powtarzając je, uczyły się w bardzo wesołej atmosferze. Przy okazji dyktowanie wymagało rozpoznawania i nazywania literek, więc też było dobrą nauką. Dzieci zauważyły, jak różnie brzmią europejskie języki, że literki odczytywane są w inny niż "polski" sposób. Zauważyły też, że w niektórych językach przywitanie brzmi bardzo podobnie do języka polskiego (np. po czesku, słowacku, chorwacku, bułgarsku). Przy okazji sprawdziły też brzmienie innych słów. Aż przyjemnie było patrzeć na to, z jakim entuzjazmem dzieci podeszły do - w gruncie rzeczy - typowo pamięciowej nauki!
Jeden z chłopców uznał, że nie wystarczy mu znajomość 3 powitań w obcym języku i postanowił w domu nauczyć się wszystkich :) 
Umiejętność samodzielnej nauki, również obcego języka, z pewnością będzie procentować w przyszłości.